Foto: Andrzej Walter
O miłości w Krakowie
Właściwie żyjemy w czasach niełaskawych dla miłości. W czasach rozpoznanych naukowo, policzalnych i ufających jedynie bezdusznej materii. Niektórzy mawiają, że w czasach miłości zdefraudowanej, skomercjalizowanej i przedefiniowanej. Jakby nieznacznie zwietrzałej w wymiarze ogromu tego pojęcia. A jednak miłość, to jedna z ostatnich szans na ocalenie w takim świecie naszego człowieczeństwa.
Grupa krakowskich poetek podjęła się trudnego zadania, aby właśnie w tym, a nie innym świecie odważnie pisać i opowiedzieć nam o miłości. Do tego na przekór tendencjom coraz popularniejszej propagandy uniseksualnej poetki te postawiły prowokacyjną tezę, że chcą porozmawiać z nami wierszem o czymś, co nazwały stricte „miłością kobiecą”, sugerując tym samym, że istnieje zarazem i jakaś inna jej odmiana – nazwijmy ją męską, że ów podział determinują przecież jakieś tajemne i trudne do uchwycenia cechy właściwe różnicy pomiędzy kobietą, a mężczyzną, a co za tym idzie, chciały się wpisać w nurt miłości odwiecznej, tej tradycyjnej, prostej, a zarazem jakże skomplikowanej. Wyszło im to całkiem nieźle.
12 lutego 2019 w Krakowie, we wtorek, w Klubie Dziennikarzy Pod Gruszką nasz oddział Związku Literatów Polskich przedstawił bardzo piękny i nastrojowy wieczór poezji autorskiej: Danuty Perier-Berskiej, Ireny Kaczmarczyk i Doroty Lorenowicz. Gościnnie w naprzemiennej recytacji wystąpiła pani Agata Bernadt z krakowskiej Piwnicy Hotelu Pod Różą znana z propagowania i rozpowszechniania poezji ze swoim znakomitym zespołem „Krakowskie Przedmieście”, czym miło uświetniła ów zaczarowany wieczór. Całość poprowadziła nad wyraz sprawnie Anna Pituch-Noworolska w swej nowej, pełnej pasji, wyzwań i zaangażowania roli Prezesa Zarządu Krakowskiego Oddziału Związku Literatów Polskich. To był udany wieczór.
Sądzę, że już dziś w Krakowie nazwisk tych nie trzeba nikomu polecać i przedstawiać. Mówią same za siebie. Krakowskie poetki udźwignęły ciężar zadania. Sprzeciwiły się temu światu piękną, czułą i wrażliwą poezją, która pozwoliła nam wszystkim oderwać się choć na moment od zawirowań codzienności. Usłyszeliśmy też bardzo ciekawą artystycznie różnorodność dykcji owej niesłychanej „miłości kobiecej”. Od przejmującego świadectwa tragicznej utraty w wykonaniu Danuty Perier-Berskiej, po liryczno-leśmianowskie słowa Ireny Kaczmarczyk, aż do finezyjnego opisu pewnej zwyczajności w miłości i w życiu, której mistrzynią jest od lat Dorota Lorenowicz. Ta sama miłość, ale przecież nie taka sama. Przecież jakże inna. Inny jest: aspekt, punkt widzenia, inny też krąg uczuć, aż strach pomyśleć, co czai się w kobietach, kiedy porusza się te struny.
Nasze… nie bójmy się tu użyć tego słowa w pełni jego sensu, wymiaru i znaczenia – kobiety, znakomite Koleżanki z KO ZLP, w dodatku artystki i uznane poetki, dały przekonujące świadectwo, że miłość… przecież nigdy się nie kończy, że miłość trwa, że miłość to tak wiele jej twarzy, że miłość to po prostu uzasadnienie naszego tu bycia, życia i przemijania, i tęsknoty za nieskończonym. Powiedziały nam jeszcze coś ponad to, że miłość – to właśnie kobieta i mężczyzna – układ odwieczny, wymyślony tak, a nie inaczej. Oj, „Wiosna” nic z tego nie zrozumie… ale trudno. Zostawmy nowoczesność nowoczesności, a miłość miłości. A wiosna… niech nadchodzi…
I na koniec, dajmy się wypowiedzieć choć na moment samej poezji…
Dziękujemy naszym artystkom za przyjemny wieczór. Licznie przybyłej publiczności za spędzony wspólnie czas.