Historyk filozofii, poeta, krytyk literacki, tłumacz, edytor, ur. 1948 w Mikołowie, profesor dr hab., od wielu lat związany z Instytutem Filozofii i Socjologii PAN w Warszawie, gdzie przez wiele lat kierował Zespołem Badawczym Antropologii Filozoficznej i Filozofii Społecznej. Autor stu kilkudziesięciu prac naukowych, głównie z zakresu antropologii filozoficznej i współczesnej filozofii niemieckiej, w tym 8 monografii i kilkunastu obszernych edycji translatorskich. Stypendysta fundacji im. A. v. Humboldta. Debiutował jako poeta w 1967 r. w katowickich „Poglądach”. W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych publikował recenzje i eseje w „Literaturze na Świecie”, „Poezji” i „Literaturze”. Laureat ogólnopolskiego konkursu na książkowy debiut poetycki w 1986 r. Nagrodzony tomik pt. „Samowiedza” ukazał się drukiem w 1990 nakładem MAW. Członek Związku Literatów Polskich (Oddział Kraków) od 1992 r. Publikował wiersze w kolejnych Almanachach Krakowskiej Nocy Poetów, a także w Twórczości, Filo – sofiji, Hybrydzie, Wyspie.
1. Samowiedza, Warszawa 1990.
2. Wnętrze, Warszawa 1991.
3. Impas, Toruń 1991.
4. Nagie Że. Wybór wierszy z lat 1980 – 2008, Kraków 2009.
ALBO
Czas to pieniądz albo Sein
Albo nie należy do mnie,
lecz do Boga,
i to on rozstrzyga,
co mi się należy
po tej lub po tamtej stronie.
Czy Bóg wie, że jestem sam?
Tylko albo – albo mam.
Ono nie jest zbiorem rzeczy,
domem ani ciałem,
które czeka wiernie w domu.
Sztylet w serce wbić,
zabić słowo, aby żyć,
zabić Boga, żeby mieć
całą wieczność
na swą śmierć.
PRZED OBRAZEM
Drzewo przemija.
Pies przemija.
Bóg przemija.
Odnaleźć obraz, w którym jest dane,
przeżycie prawdy bezdusznej jak diament.
Co powie obraz ciału na kolanach,
które go błaga mową dziada,
by nie odbijał lustra w lustrze
RÓWNOWAGA
Najtrudniej jest utrzymać równowagę
pomiędzy światem ziemskich dóbr a wolnością,
która nie jest z tego świata,
czyli między sławą, władzą a wolnością,
bogactwem a wolnością,
miłością a wolnością.
Sława, władza, własność, miłość,
jeśli ogałaca cię z wolności,
traci boski smak,
cuchnie i zaczyna gnić,
a na horyzoncie pojawia się śmierć,
kiedy wolność postanawia wrócić z tobą
na tamten świat.
Wolność wszakże, która nie przynosi w darze
ani odrobiny sławy, bogactw, władzy i miłości,
każe żyć na niby na tym świecie,
gdzie istoty żywe muszą karmić się dobrami,
zwłaszcza jeśli nie są wolne,
ale również wtedy, gdy czują się wolne.
POWTARZANIE
Śniło mi się, że spotkałem bezdomnego psa,
który zwęszył w mojej dłoni kromkę chleba,
potem jeszcze jedną,
potem znowu
(pokarm i za każdym razem
głask),
więc szedł przy mnie
aż po samą nieskończoność horyzontu,
bo życie jest natrętnym
dotykaniem życia, dobro(to, co przypomina dobro) nie jest
pojedynczym wydarzeniem,
ale powtarzaniem,
misją i szaleństwem
(podobnie jak zło).
KONIEC PROCESU
Jeszcze budzi cię
burza nad ranem, pilnują cielesności
uszy, oczy,
wierne psy.
Lecz już zbliża się ta noc,
zbyt zawiła dla psa,
kiedy w czaszkę albo w serce we śnie
uderzy grom,
„żeby przeżył cię”, jak mówi Pismo,
„wstyd.”