Anna Pituch-Noworolska
Urodziłam się w Krakowie i tu ukończyłam szkołę, studia medyczne i pracuję nadal jako pediatra, immunolog kliniczny. Mieszkam w Krakowie, który uważam za najpiękniejsze miasto Europy a ponieważ jednym z moich hobby jest fotografia dokumentuję zarówno rozwój tego miasta jak i renowację jego najstarszych fragmentów. Bardzo lubie spacery po ulicach średniowiecznego Krakowa, powolne pełne zadumy wędrówki po kościołach, klasztorach wzdłuż Wisły.
Poza fotografią bardzo lubię podróże i przywożę setki zdjęć z różnych miejsc w Europie. Zwiedziłam poza ukochanymi Włochami, Anglie i Szkocję, Finlandię, Litwę, południową Hiszpanię, południową Francję i Niemcy a ostatnio Queensland w Australii. To co najczęściej pojawia się na fotografia to architektura, najchętniej okresu średniowiecza i przyroda. W Andaluzji i Lizbonie dokumentowałam sztukę świata arabskiego i stylu manuelińskiego.
Wydałam tomiki: „Bukiety czasu” (2006)
„Gotyk” (2008) (fascynacja klimatem, sztuką, obyczajami średniowiecza)
„Jesienny księżyc” (2009) (m.in. reminiscencje podróży do Włoch)
„Wiersze rozsypane” (2012) i ostatnio
„Skrzynia pełna wiatru” (2014) z reminiscencjami podróży do Australii)
Jedynym zbiorem pisanym prozą poetycką są „Gobeliny” (2011) zawierające krótkie opowiadania poświęcone kobietom, ich uczuciom, losom i roli w otaczającej je rzeczywistości. Ten zbiór jest ilustrowany przez Bartłomieja Zembaczyńskiego.
Z racji mojego zawodu i wieku wiele miejsca w wierszach poświęcam przyrodzie, przemijaniu zarówno pór roku jak i naszego życia, które kruche i niepewne jest jak spadająca gwiazda. Często tak krótkie, że nawet wypowiedzieć życzenia się nie udaje.
Poza członkostwem w Związku Literatów Polskich jestem członkiem Unii Polskich Pisarzy Lekarzy, prowadzę warsztaty poetyckie pt. „Obraz w lustrze” dla osób chorych na schizofrenię.
Z cyklu Blue Mountains
Refleksja I
Las bez kresu, bez czasu,
Bez horyzontu.
W milczeniu płyną wodospady
Z granicy sennych gór bez wierzchołków
Mgły rodzą nowe strumienie
Na chwilę, na dni,
Na czas do upalnego słońca,
które otuli las błękitnym zapachem…
I tak trwają – las i wodospady
Doliny i skały…
A może
To tylko my tworzymy horyzonty
Rejestrujemy dni lata stulecia i chwile
Ograniczanym los od… do… w nawiasach czasu.
Zgubiliśmy wolność i szansę
Na krok poza horyzont,
Na życie bez czasu,
Na chwile trwające bez końca
Jak deszczowy las…
Kolekcjoner
Zbieram rozbite dni jak kawałki lustra,
Poszarzałe fotografie,
Strzępy kartek z kalendarza
Zim ostrych i śnieżnych,
Wiosen ciepłych i lekkich
Jak skrzydła motyli…
Odpłynęło z mgłą,
Zatańczyło z wiatrem
Diabelskim kręgiem liści tamto życie,
Odłożone wspomnienia, podróże i sny..
Przypłynęło z deszczem
Zapomnienie i cisza…
W listopadowy zmierzch
Porządkuję kolekcję przyszłości
Z cyklu Madonny
Matka Boska Pocieszenia
Mam strój mieszczki bogatej,
wysoko odsłonięte czoło i szesnaście lat…
A wy prosicie mnie
O wszystko co niesie czas i los
O bogactwo, życie, radość,
O dzieci, dobrą śmierć,
O szybki upływ dnia i długą noc…
Chciałabym dać choć trochę jaśniejszych dni
By nie umierały w połogu kobiety,
By nie ginęli na wojnie ich synowie.
Nie umiem, nie potrafię..
Los dał mi syna i cierpienie,
zamknięte w przepowiedni jak w szklanej kuli.
Dziś daję wam mój uśmiech
Jutro śmierć mojego syna…