Anna Pituch-Noworolska

IMG_0327-001

Anna Pituch-Noworolska

Urodziłam się w Krakowie i tu ukończyłam szkołę, studia medyczne i pracuję nadal  jako pediatra, immunolog kliniczny. Mieszkam w Krakowie, który uważam za najpiękniejsze miasto Europy a ponieważ jednym z moich hobby jest fotografia dokumentuję zarówno rozwój tego miasta jak i  renowację jego najstarszych fragmentów. Bardzo lubie spacery po ulicach średniowiecznego Krakowa, powolne pełne zadumy wędrówki po kościołach, klasztorach wzdłuż Wisły.

Poza fotografią bardzo lubię podróże i przywożę setki zdjęć z różnych miejsc w Europie. Zwiedziłam poza ukochanymi Włochami, Anglie i Szkocję, Finlandię, Litwę, południową Hiszpanię, południową Francję i Niemcy a ostatnio Queensland w Australii. To co najczęściej pojawia się na fotografia to architektura, najchętniej okresu średniowiecza i przyroda. W Andaluzji i Lizbonie dokumentowałam sztukę świata arabskiego i stylu manuelińskiego.

 

Wydałam tomiki: „Bukiety czasu” (2006)

„Gotyk” (2008) (fascynacja klimatem, sztuką, obyczajami średniowiecza)

„Jesienny księżyc” (2009) (m.in. reminiscencje  podróży do Włoch)

„Wiersze rozsypane” (2012) i ostatnio

„Skrzynia pełna wiatru” (2014) z reminiscencjami podróży do Australii)

Jedynym zbiorem pisanym prozą poetycką są „Gobeliny” (2011) zawierające krótkie opowiadania poświęcone kobietom, ich uczuciom, losom i roli w otaczającej je rzeczywistości. Ten zbiór jest ilustrowany przez Bartłomieja Zembaczyńskiego.

 

Z racji mojego zawodu i wieku wiele miejsca w wierszach poświęcam przyrodzie, przemijaniu zarówno pór roku jak i naszego życia, które kruche i niepewne jest jak spadająca gwiazda. Często tak krótkie, że nawet wypowiedzieć życzenia się nie udaje.

Poza członkostwem w Związku Literatów Polskich jestem członkiem Unii Polskich Pisarzy Lekarzy, prowadzę warsztaty poetyckie pt. „Obraz w lustrze” dla osób chorych na schizofrenię.

 

 

 

Z cyklu Blue Mountains

 

Refleksja I

Las bez kresu, bez czasu,

Bez horyzontu.

W milczeniu płyną wodospady

Z granicy sennych gór bez wierzchołków

Mgły rodzą nowe strumienie

Na chwilę, na dni,

Na czas do upalnego słońca,

które otuli las błękitnym zapachem…

I tak trwają – las i wodospady

Doliny i skały…

A może

To tylko my tworzymy horyzonty

Rejestrujemy dni lata stulecia i chwile

Ograniczanym los od… do… w nawiasach czasu.

Zgubiliśmy wolność i szansę

Na krok poza horyzont,

Na życie bez czasu,

Na chwile trwające bez końca

Jak deszczowy las…

 

Kolekcjoner

Zbieram rozbite dni jak kawałki lustra,

Poszarzałe fotografie,

Strzępy kartek z kalendarza

Zim ostrych i śnieżnych,

Wiosen ciepłych i lekkich

Jak skrzydła motyli…

 

Odpłynęło z mgłą,

Zatańczyło z wiatrem

Diabelskim kręgiem liści tamto życie,

Odłożone wspomnienia, podróże i sny..

 

Przypłynęło z deszczem

Zapomnienie i cisza…

W listopadowy zmierzch

Porządkuję kolekcję przyszłości

 

Z cyklu Madonny

Matka Boska Pocieszenia

Mam strój mieszczki bogatej,

wysoko odsłonięte czoło i szesnaście lat…

A wy prosicie mnie

O wszystko co niesie czas i los

O bogactwo, życie, radość,

O dzieci, dobrą śmierć,

O szybki upływ dnia i długą noc…

Chciałabym dać choć trochę jaśniejszych dni

By nie umierały w połogu kobiety,

By nie ginęli na wojnie ich synowie.

Nie umiem, nie potrafię..

Los dał mi syna i cierpienie,

zamknięte w przepowiedni jak w szklanej kuli.

Dziś daję wam mój uśmiech

Jutro śmierć mojego syna…