Jerzy Stanisław Fronczek
Urodził się 26 lipca 1963 roku w Krakowie. Poeta, kolekcjoner skamieniałości, ezoteryk. Wydał arkusz poetycki – „Kapelusz pełen wiatru” oraz tomiki wierszy: „Ciemna strona Księżyca” (1991), „Ballada o wiklinie” (1991), „Szklany portret dziewczyny” (1992), „Jesień nad Skawą” (1993), „Wiatr w ogrodzie. Piosenki” (1996), „Zwycięzcy i pokonani” (1998), „Rodzinna jabłoń” (2003), „Ballada o grudce ziemi” (2006), „Kantyczki polskie” (2007), „Miasteczko w chmurach – wędrówki z Nikiforem” (2010), „Otulony Twoją mgłą – sonetty i kapliczki”.
ŻAGLOWIEC NIKIFORA
Beacie Annie Symołon
Wyruszając z drewnianej Krynicy
bajkowym żaglowcem Nikifora,
można opłynąć świat.
Przesuwają się obłoki dnem piaszczystego potoku,
całując skrzydła lecącego anioła
i ślimaka śpiącego na liściu moczarki.
Czajki zbierają się na odwagę, by
nocą odlecieć w pustą
przestrzeń niebieskiej krainy.
Żaglowcem Nokifora można opłynąć świat, gdzie
serce z piernika, zagubiona dziewczynka
i kilku żołnierzy w szarym prochowcu lata.
Branzoletką ciszy otacza miasteczko
z drewnianymi końmi i tunelem strachu,
w którym można usłyszeć czasami
delikatny stukot kopyt Jednorożca.
PORTRET SŁONECZNY
Podobno Nikifor
w dłoniach przechowywał
małe pioruny w kształcie Pegazów, ktrórymi
usłane jest całe niebo.
Malował zazwyczaj na kartce
wyrwanej z dziecięcego zeszytu.
Woskową kredką i zaczarowanym ołówkiem
tworzył dziecięce wizje ze snu.
Mógł malować także i bez nich, bo widział,
widział światełko sztuki nawet w najdalszym
zakątku krynickiej ulicy.
Wiatr tańczył w jego dziewiczych obrazkach,
rzeźbionych w tajemnicy przed szkiełkiem
i okiem zawodowych artystów.
Jego boska akwarela życia
skleja połamane pierniki serc,
przynosząc ludziom spokój
w skołatanej duszy.
Jest wiele ciepłych pejzaży, którymi
leczy jątrzące się rany
miasta unoszącego w chmurach
różowy obłok poezji, pełen
magicznych zwierząt i ryb
pływających całymi stadami po
nieskończonym oceanie
człowieczego bytu.
KAPLICZKA PIĄTA – LWOWSKA
Marcinowi Hałasiowi – poecie
W godzinę nieszczęścia
Adam Zagajewski czyta wiersze o Lwowie
ustąpcie mu miejsca podajcie światło
do spragnionych powiek w mieście artystów
z przestrzelonym skrzydłem
ruin spalonego kościoła
niech osłoni nas swoim piórem
z cierniowych gałązek krzyża
pośród kamienistej pustki zamglonych obłoków
Wysokiego Zamku na którego szczycie
usiadł strudzony poeta-wędrowiec
z teczką błękitnych wierszy zapisanych ciszą
odlatującej w ciemny deszcz jaskółki
gdzie nie widać drogi do miasta umarłych
któremu na imię Lwów