LESZEK KONARSKI http://www.tygodnikprzeglad.pl/dzabir-walczy-polsce/

30 lis
fot Andrzej Makuch
fot Andrzej Makuch

Gdy w listopadzie 2009 r. na spotkaniu Koła Młodych krakowskiego oddziału Związku Literatów Polskich pojawił się Grzegorz Gniady z Oświęcimia i przeczytał kilka wierszy napisanych w czasie działalności w Klubie Literackim „Pióromani” w Brzeszczach, wszyscy od razu zauważyli, że jego twórczość bardzo różni się od tego, co piszą inni młodzi poeci. Krótkie wiersze Gniadego nie przedstawiały uroków wiosny i jesieni ani kołatania serca piszącego. Zamiast uniesień i rozmyślań nad samym sobą była w nich twarda i męska reakcja na rzeczywistość. Gdy inni jeszcze w szkole zaczynali pisać wiersze, on chwycił za pióro dopiero dobrze po trzydziestce, wielu zawirowaniach i zakrętach życiowych, problemach z pracą i z alkoholem. Po zdaniu matury, nie mając nikogo z rodziny, nie wiedział, co ze sobą zrobić. Zaczął schodzić na margines społeczny. Uratowała go poezja.

W 2012 r. Gniady miał już sporo wierszy, ale nie stać go było na ich wydanie. Opublikował kilka utworów w internecie i poprosił o wsparcie. Nadeszło błyskawicznie. Na konto krakowskiego wydawnictwa Signo wpłaty dokonał najpierw niemiecki poeta Christoph Heubner, członek Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej, a następnie tajemnicza Polka mieszkająca w Szwajcarii, która postanowiła nie ujawniać swojego nazwiska. Dzięki temu ukazał się debiutancki i dotychczas jedyny tomik wierszy Gniadego „Wilczy bilet”.

Choć dla wielu poetów, szczególnie młodych, to coś zupełnie niezrozumiałego, Gniady postanowił poezją walczyć o sprawiedliwość społeczną, ustosunkowując się do ważnych wydarzeń w kraju i za granicą. – Nigdy nie przechodzę obojętnie wobec spraw, które dzieją się wokół mnie – mówi Grzegorz Gniady. – Wiem, że moje zaangażowanie niektórych dziwi, bo chcę walczyć wierszem. Kiedy jednak zauważyłem, że efekty mojego pisania są niewielkie, postanowiłem pójść krok dalej.

Trzy lata temu na spotkanie krakowskich literatów Gniady przyszedł w chuście na szyi i powiedział, że teraz jest silniejszy, został muzułmaninem szyitą i nazywa się Ali Dżabir Gniady. Drugie imię Dżabir to znaczy wojownik. Żadna polska partia nie dała mu możliwości walki o sprawiedliwość, napędu do działania nie znalazł w Kościele, jego pisanie też nie przynosi spodziewanych skutków. Dlatego przyjął islam szyicki. Chce być islamskim wojownikiem… w Polsce. Do Syrii nie pojedzie. Tu jest potrzebny.

Dla wielu krakowskich literatów to był szok, dziwactwo, umysłowa aberracja. Gniady niewiele się tym przejął, na wieczorach literackich zjawia się w chuście, a w niewielkiej torebce przewieszonej przez ramię nosi tasbih – muzułmański sznur modlitewny i turbę – uformowany w kształcie krążka kawałek utwardzonej ziemi z Karbali, świętego miejsca szyitów. Nie pije alkoholu, nie je wieprzowiny, często się modli, najwięcej w piątki.

W jego mieszkaniu w Oświęcimiu byli już dwaj funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Poczęstował ich kawą i tłumaczył, że szyici, którzy w wielu krajach są prześladowani, nigdy nie podkładają bomb. Do Syrii się nie wybiera, a gdyby tam się zjawił, z pewnością zostałby zamordowany przez dżihadystów. Uważa, że ISIS to efekt połączenia ortodoksyjnie pojmowanej religijności wahabickiej z lewicową idealistyczną państwowością.

Funkcjonariusze ABW pilnie słuchali, co im Ali Dżabir mówił, i wszystko notowali. Prosił ich, aby napisali, że islam szyicki może mu pomóc w walce o sprawiedliwość w Polsce, bo mądrych ludzi z PO, PiS, SLD czy z Kościoła nikt już nie słucha. Gdy agenci zapytali go, czym będzie walczył, odpowiedział: „Proszę zapisać – wierszami, to jest mój karabin. Może nad słowami muzułmanina ktoś się zastanowi”. Nie wie tylko, czy funkcjonariusze coś z tego zrozumieli i do jakiego doszli wniosku. Prawdopodobnie napisali „wariat”. Więcej nie przyszli.

– Do ABW nie mam żadnych pretensji – mówi Ali Dżabir. – To oczywiste, że gdy ktoś słyszy, że polski poeta został muzułmaninem, natychmiast zapala mu się czerwona lampka.

Same kliki

Już w szkole podstawowej Gniady zaczął się interesować religioznawstwem. W szóstej klasie przestał chodzić na naukę religii.

– Zraziło mnie nie samo chrześcijaństwo, lecz Kościół jako instytucja – wspomina. – Ten bizantynizm, ceremonie, ornaty, złocenia. Wprawdzie spotkałem księży, którzy wyróżniali się wielką głębią duchową, ale to były wyjątki. Większość miała ciasne horyzonty, była nietolerancyjna, zamknięta na innych.

Inne wyznania też go nie wciągnęły. Był na spotkaniach zielonoświątkowców i świadków Jehowy. Po pewnym czasie dochodził do wniosku, że są to zamknięte grupy, które niewiele mogą zdziałać. Dlatego mając 18 lat, jeszcze w liceum, na przełomie 1988 i 1989 r., wstąpił do Konfederacji Polski Niepodległej, by walczyć z PRL.

– Uznałem, że KPN jest organizacją radykalniejszą niż Solidarność, a poza tym bardziej tolerancyjną, uznającą poglądy zarówno lewicowe, jak i prawicowe. Jako lewicowiec dobrze czułem się w KPN, poznałem tam charyzmatycznego dla nas Leszka Moczulskiego. Jeździłem często do Katowic do Adama Słomki, który wtedy wydawał mi się bardzo normalny i trudno mi zrozumieć, co teraz z nim się stało. Byłem młodym gniewnym, zaangażowanym w działalność niepodległościową. Ale po trzech latach struktury KPN zaczęły się rozpadać.

Na krótko Gniady uwierzył, że coś osiągnie, działając w Sojuszu Lewicy Demokratycznej, choć formalnie nigdy nie został członkiem SLD. Pomagał w sztabach wyborczych kandydatów lewicy, rozklejał afisze, roznosił ulotki. – Związałem się z SLD, bo zawsze byłem przeciwnikiem skrajnej prawicy i czułem, że ta partia jest jedyną siłą mogącą walczyć o sprawiedliwość społeczną. Dopiero po pewnym czasie doszedłem do wniosku, że działacze SLD w Oświęcimiu to towarzystwo wzajemnej adoracji, żyli bardziej przeszłością niż przyszłością, stawali się coraz bardziej skostniali, zasklepieni, myśleli tylko o sobie, swojej karierze i stanowiskach. Taka partia przestała mnie interesować. Nie było w niej zaangażowania, waleczności, upominania się o drugiego człowieka. Nie dostrzegłem nawet małej iskierki do rozpalenia walki.

Na zakręcie

I znowu Grzegorz Gniady nie wiedział, co ze sobą zrobić. Pocieszenia nie znalazł ani w religii, ani w działalności politycznej. Do tego doszły problemy z pracą, bo nie miał żadnego wyuczonego zawodu. Nie wiedział, czy ma iść do szkoły, nie był nikomu potrzebny, zapomnienia szukał w alkoholu.

Chwilowe pocieszenie dała mu platoniczna miłość do aktorki pochodzącej z Oświęcimia, ale występującej na scenach Wrocławia, Lublina i innych miast. Do dzisiaj często ma przy sobie jej fotografię. To była jego wielka miłość, niespełniona. Ona spowodowała, że zaczął pisać wiersze.

Zgłosił się do Klubu Literackiego „Pióromani” działającego przy Ośrodku Kultury w pobliskich Brzeszczach, którego dyrektorką była kiedyś Beata Szydło. Jego wiersze zostały dobrze ocenione, dostał nawet kilka nagród w ogłaszanych przez klub corocznych konkursach literackich. Ale po kilku latach uczestniczenia w imprezach ZLP i zamieszczania wierszy w poetyckich almanachach Gniady znów doszedł do wniosku, że nie widzi efektów swojego pisania, nikt nie przejmuje się jego wierszami. Od czasu do czasu ktoś poklepie go po plecach i pochwali za to, co pisze, i na tym się kończy. A on chciałby być wojownikiem. Tak znalazł islam.

Polski Dżabir

Po kilku latach Gniady wybrał dla siebie islam szyicki uznający 12 imamów, którego polscy członkowie zrzeszeni są w Stowarzyszeniu Jedności Muzułmańskiej. Nie interesował go islam sunnicki i polscy konwertyci tego nurtu, jego zdaniem często sfanatyzowani. Szyici od początku byli ludźmi prześladowanymi i w ich filozofii tkwi upominanie się o pokrzywdzonych. To islam mistyczny, duchowy, walczący o sprawiedliwość.

– Media polskie i zagraniczne straszą całym islamem, nie rozróżniając, że w tej religii są różne nurty – tłumaczy Ali Dżabir. – Szyizm ugruntował mnie w przekonaniu, że należy walczyć o sprawiedliwość i równocześnie być tolerancyjnym wobec cudzych poglądów. Miałem duże życiowe zawirowania. Islam szyicki przeniósł mnie w sferę duchowości, wyciszenia, dał kręgosłup potrzebny wojownikowi o sprawiedliwość.

Szahadę, muzułmańskie wyznanie wiary, złożył przez internet przed mieszkającym w Anglii imamem Arkadiuszem Miernikiem, członkiem międzynarodowej organizacji Revert Muslima Association, skupiającej konwertytów na islam szyicki. Miernik udzielił mu błogosławieństwa. Z Karbali przysłano mu muzułmański różaniec i grudkę ziemi z tego miasta. Sam sobie wybrał imiona, które w islamie są ważniejsze niż nazwiska. Ali to na cześć kalifa Alego, następcy Mahometa, mistrza duchowego szyitów, a Dżabir to wojownik, człowiek walczący, stający w obronie innych.

Zostaję tutaj

Ali Dżabir nie zaprzecza, że święte księgi, Koran, Biblia czy Talmud, interpretowane w sposób dosłowny, potrafią być w swojej wymowie okrutne. Koran, czytany w Państwie Islamskim przez wahabitów, którzy chcą powrotu do pierwotnego islamu, rzeczywiście nakazuje im zabijać niewiernych, co chętnie robią. Wahabita nie może z niewiernym siedzieć przy stole, nie może z nim spożywać posiłków.

– W Państwie Islamskim Koran interpretowany jest skrajnie nietolerancyjnie, nieludzko, to interpretacja saudyjska, pustynna, promująca nienawiść, dążąca do podporządkowania sobie innych nurtów tej religii – mówi Ali Dżabir. – Do tego połączenie religii ze strukturą państwa i wzniosłą ideologią głoszącą, że wszyscy jesteśmy braćmi, powoduje, że doszło do powstania niebezpiecznej międzynarodowej sekty militarnej, podobnej do Czerwonych Khmerów, którzy w Kambodży wymordowali tylu ludzi. Młodzi ludzie z innych krajów, w tym z Polski, którzy jadą do Syrii ich wspierać, to najczęściej osoby sfrustrowane, bezrobotne, skłócone z rodzicami, niemogące odnaleźć się w rzeczywistości, które mają w sobie dużo buntu i poszukują czegoś duchowego. Tam przechodzą nawrócenie, stają się ważni, dostają do ręki broń, znajdują swoją nową drogę. Moje życie też w pewnym sensie znalazło się na podobnym zakręcie. Wybrałem jednak zupełnie inny nurt islamu i zostaję w Polsce.

Ali Dżabir jest pewien, że obserwują go służby, i nie wierzy, aby ABW zrozumiała, że można walczyć poezją zamiast karabinem. Pisze też artykuły do portali internetowych – OswiecimOnline, Racjonalista, EuroIslam i innych. Z publicystyką ma jednak często kłopoty, narzeka na cenzurę.

W żadnej gazecie ani na portalach internetowych nie opublikowano mu artykułu o Prawie i Sprawiedliwości, w którym porównał tę partię do Partii Sprawiedliwości (Partido Justicialista) w Argentynie. Napisał więc wiersz o PiS, który publikujemy. Poezji jeszcze nie cenzurują. Strzela więc z tego karabinu.

 

—————————————–

Ali Dżabir Gniady
Popisy
Ten potok słów jest jak tsunami
Zwalimy stare pomniki
Postawimy nowe
Za kilka lat nowe będzie stare i zbutwiałe
Jesteśmy ślepi jak krety
Ryjemy po omacku
Wygryzamy dziurę we własnych sercach
Wczoraj przed biblioteką spotkałem dwóch
psychicznych
Klęli na rządzących
Poczułem się jak schizofrenik
Rano przytulę pluszowego misia

—————————————–

Intelektualne zaplecze islamu
Szyici stanowią tylko 10% ogółu muzułmanów, ale ich wpływ na życie intelektualne islamu jest dużo większy, niż wynika to z ich liczebności. Najwięcej jest ich w Iranie, gdzie uznają 12 imamów. Izmailici w Indiach i Pakistanie mają siedmiu imamów, natomiast zajdyci w Jemenie tylko pięciu. Islam szyicki dominuje w Azerbejdżanie, Bahrajnie, Iraku, duże mniejszości szyickie żyją w Jemenie, Libanie, Kuwejcie, Libanie, Turcji, Syrii i Arabii Saudyjskiej. Szyici utrzymują, że jedynym prawowitym kalifem, czyli następcą Mahometa, jest jego zięć Ali (Szi’a Ali) i stąd wywodzi się nazwa szyizm.
* * *
Bez wsparcia z zagranicy
Działające od początku lat 90. Stowarzyszenie Jedności Muzułmańskiej skupia polskich szyitów szkoły Ithna Aszarija. Regularnie wydaje dwa pisma – „Rocznik Muzułmański” oraz „Al-Islam”. Na czele zarządu stowarzyszenia stoi trzech imamów – Rafał Ahmed Berger, Mahmud Taha Żuk i Arkadiusz Miernik. Mający siedzibę w Warszawie Instytut Muzułmański publikuje książki w języku polskim, organizuje spotkania o charakterze naukowym i religijnym. W Polsce szyici nie mają swojego meczetu, wszystkie istniejące i obecnie budowane są sunnickie. Na piątkowe modły spotykają się w prywatnych mieszkaniach lub wynajętych salach modlitewnych. W odróżnieniu od polskich sunnitów nie otrzymują żadnego wsparcia finansowego z zagranicy.
* * *
Największy wróg – wahabici

Największymi wrogami szyitów są wahabici, religijno-polityczny ruch, który powstał w łonie islamu sunnickiego w XVIII w. To fundamentalistyczny, ultrakonserwatywny odłam islamu nakazujący powrót do pierwotnej czystej formy religii i do surowości obyczajów, uznający wszystkich niewahabitów, w tym chrześcijan czy szyitów, za heretyków i niewiernych. To wahabici, popierani głównie przez Arabię Saudyjską, stworzyli dżihadystyczne Państwo Islamskie.