Aleksander Krzysztof Jasicki
Urodzony 14 lipca 1956 w Krakowie – poeta, publicysta, wydawca, animator kultury i sztuki. W latach 1996-2006 i ponownie od 2025 r. członek Związku Literatów Polskich O/Kraków. Od 1995 r. członek Krakowskiego Klubu Artystyczno-Literackiego (obecnie „Stowarzyszenie Twórcze Artystyczno-Literackie” STA-L)). W latach 1995-20015 był członkiem Stowarzyszenia Autorów Polskich. Od 1987 roku związany życiem osobistym i artystycznym zarówno z rodzinnym Krakowem, jak i z Bieszczadami. Za działalność na niwie organizacyjnej wyróżniony nominacją do tytułu „Mecenas Kultury Krakowa 2003”. Jest laureatem 12. ogólnopolskich konkursów literackich.
Autorskie zbiory poezji:
Nocy daję kosza (1995), Z Kulą u nogi (1995), Nagość dajmy piękną (1996), Wnyki Bieszczadu (1996), Kochałeś Abla? (1997), Święte drzewa (1999), Skrzydła i inne groźby (2000), OLA B –poemat SMS-em (2003), Kobieta z Deneboli-Niedokończony testament (2006), Lista ginących gatunków – wybór wierszy w serii wydawniczej „Poeci Krakowa” (2006), Teczka zielonego-22 dowody na współpracę (2008), Wybacz mi Bieszczadzie – 101 wierszy bieszczadzkich (2008).
Publikacje prasowe:
Debiutował jako poeta w 1983 r. w Tygodniku „Wieści”. W prasie opublikowano ponad 300 jego wierszy. Drukowały je m.in.: Akant, Akcent, Aktivist, Absurdalnik, Biblioteka Kraków, Biuletyn Info.-Kulturalny U.W. w Krakowie, Biuletyn Studenckiego Klubu Literackiego, Dekada Literacka, Dworzanin, Echo Bieszczadów, Echo Krakowa, Dziennik Polski, Erotyka, Forum Myśli Wolnej, Gazeta Górska, Gazeta Krakowska, Gazeta Kulturalna, Fragile, Galicjada, Głos Ziemi Kozienickiej, Koniec Wieku, Konspekt, Krytyka, Łobeski Okazjonalnik Kulturalny, Magdalenka Literacka, Metafora, Mini-Galeria Częstochowska, Podkarpacie, Po Ziemi, Przekrój, Przyroda Polska, Razem, Sexodrama, Silva Rerum, Sukces, Suplement, Suplement Poetycki, Spod Akacji („Piwnica Pod Baranami), Temat, Tygodnik Salwatorski, Wiadomości Kulturalne, Vis â Vis (Piwnica Pod Baranami), Zielone Brygady, Życie Literackie. Były także zamieszczane w polonijnej prasie zagranicznej, m.in.: w: „List Oceaniczny” (Toronto), paryskiej „Kulturze”, nowojorskim „Polish Daily News”. Publikowane były także w kilkudziesięciu wydawnictwach zbiorowych i tłumaczone na język angielski i niemiecki.
W 2015 roku wydał poetycką płytę DVD „Księga Bieszczadu – filmowa opowieść.
Był założycielem i właścicielem Galerii Sztuki „Atelier Piekarnia”, w której odbyło się kilkadziesiąt wystaw malarstwa, rzeźby i grafiki, kilkanaście spotkań poetyckich, wieczorów autorskich, promocji książek autorów z Polski, Australii, USA i Kanady. Odbywały się również spektakle dyplomowe słuchaczy Szkoły Aktorsko-Wokalnej, koncerty promujące nowo nagrane płyty kilku chórów i zespołów.
Założył firmę poligraficzno-wydawniczą „Art.-Manufaktura”, gdzie prowadził działania animacyjne p.n..: „Klub Kanapa Kulturalna”.
Był redaktorem i wydawcą antologii poezji poruszającej zagadnienia ochrony przyrody i zasobów naturalnych pt.: „Poeci Małopolski: AVE GAJA – Witaj Ziemio” (tom I), oraz „Poeci Małopolski: AVE GAJA – Przetrwaj Ziemio” (tom II).
Zrealizował projekt plastyczny „Iż Polacy nie gęsi – Historia Literatury Polskiej”. Jest to kolekcja ponad 230. portretów najwybitniejszych przedstawicieli polskiej literatury; pisarzy, poetów, dramaturgów ze wszystkich epok literackich.
Stworzył kolekcję ponad 230 portretów najwybitniejszych przedstawicieli nowożytnych gatunków muzyki; śpiewaków operowych, operetkowych, pieśniarzy, piosenkarzy, kompozytorów muzyki operowej i rozrywkowej, wirtuozów instrumentu, multiinstrumentalistów, dyrygentów p.n. „Historia Nowożytnej Muzyki Świata” oraz cykl 56 portretów pt. „Artyści i Przyjaciele Kabaretu Piwnica Pod Baranami” i kolekcję pt.: „Sześćdziesiąt Twarzy Polskich Malarzy” (60 portretów).
Opracował własne aranżacje i transpozycje na gitarę kilkudziesięciu utworów muzyki polskiej i światowej. Organizował literacko-muzyczne wydarzenia artystyczne: m.in. w SCK „Pod Jaszczurami”, „Salonie Artystycznym m. Krakowa” w Klubie Dziennikarzy „Pod Gruszką”.
ZAZDROŚĆ DOBREJ ŚMIERCI
Ojcu, pośmiertnie
Spotkałem nawet śmierć dobrze wychowaną…
Poranne zakupy starszego pana; siatka
foliowa, w niej chleba ćwierć, ogórek i kaszanka..
Bezradny uśmiech znajomej ekspedientki –
to wszystko, co w sklepie spożywczym osiedlowym
można było jeszcze dostać tego ranka.
Ocet, szare mydło, marmolada z bloku
nie były mu jak widać tego dnia potrzebne.
Pokój, w którym samotnie przebywał godzinami
poddając meble, dywan, domowy księgozbiór
terrorowi dymu ze sczerniałej lufki;
ciął papierosy na pół, zgodnie z wolą
lekarza : „mniej palić! Co najmniej o połowę”.
Rok osiemdziesiąty minionego wieku.
W mieszkaniu pełnym ludzi. Moi bracia, mama,
mój syn trzymiesięczny – Jego wnuk. I synowa.
Niewinne rozmowy w kuchni o obiedzie.
Za ścianą samotnie ustaje istnienie.
Schadzkę jako pierwsza odkryła moja matka.
Zluzowany krawat rozpięta marynarka
znaczyły, że zaistniał element zaskoczenia.
Rzut na pierś nieszczęśnika, ciosy pięści w serce.
Bez wznowy. Obok na podłodze
foliowa leżała siatka.
Co mnie w niej ujęło, tej o której mówię?
Jasny, prosty zamiar, żadnych dwuznaczności.
Stojąc niewidzialnie w głowach jego łóżka
wiązała mu krawat. Węzłem ostatecznym.
CZAS NA NIE PISANIE WIERSZY
„Język nie ma kości, ale kości łamie” (Menander)
– Czy jest taki czas na nie pisanie wierszy?
Poeta odpowiada, stara się, słów szuka.
Wcześniej pouczony, że jest taki zwyczaj
głosu użyczyć uprzejmie na pytania
redakcji gazety.
Więc – użyczam.
On jest,
gdy poeta goląc się odkrywa
nie tylko już na brodzie – także za uszami;
wnet widzi też na butach, wyjściowym ubraniu,
w książkach,
w matce własnej
w mleku na śniadanie.
I już wszędzie widzi.
One. Wągry jadu
We własnym widzi mózgu, w kochanki mieszkaniu.
Otwiera telewizor – i stamtąd wystają.
Poeta wtedy odrzuca wszelką chwałę.
(I taki wiersz
– na swą niechybną zgubę – pisze):
Co mi tam jakieś konie pociągowe,
armaty bojowe, sądy skorupkowe –
nie złamią mnie. Bo Nie!
Przeliczą się, poszkapią –to we mnie jest podstęp!:
oto z dala słyszy galop szkap galijskich
stado moich gęsi, które zwę Instynktem.
I choćby nie wiem jak głośno kołatali –
nie spłonie we mnie, poecie Miasto Dumnych Wież!
Mną można dziś zabić drugiego człowieka.
Złamać kołem. I można
w serce mnie wbić
jak wiersz…
– To jest właśnie, przyjacielu
ten czas
na nie pisanie.
KRUPNICZA 22 – pożegnanie z legendą
Urżnąłem się z legendą
leżę pod stołem urżnięty
obok mnie
na podłodze
urżnięty
łeb legendy
z perwersją odrąbany
na bilardowym stole
nad nim
z kijem w ręku
tańczy
dziwka Salome
Tańczy pląsa Salome
wredna córa mamony
urżnięty jest łeb legendy
rozniosą nas
widły
brony!
(08.01.96’)
(W styczniu 1996 Krakowski Oddz. ZLP został ostatecznie wyprowadzony z „domu Literatów” przy ul. Krupniczej 22 w Krakowie. Funkcjonował tam później klub bilardowy.)
WIECZÓR POETY
W domu
do którego przywiozą poetę
(spotkanie nie potrwa tak krótko jak sądził)
będą kwiaty
i stolik w wypełnionej sali –
w takich salach wieczory trwają nieskończoność!
Będzie od sali chłód bił jesienny
więc pledem owiną kolana poety
i będą mlaskały na ścianach zegary
i będą drżały osikowe dłonie
Osika – to taka drgająca topola
którą strach pod kolana ujmuje
i trzęsie –
metafora wzięta jest z poety wierszy
dom będzie nazywał się
Pogodna Jesień…
SŁUŻBY SPECJALNE NIECH BĘDĄ POCHWALONE
Dopóki tym wszystkim nie zajmie się kapelan –
nic gorszego
nad intrygę wykrytą nie w porę!…
– dopóki spisek będzie gonił spisek
służby specjalne
niech będą
pochwalone!
Okolica różowa od flamingów westchnień,
próżnych słów, nitek łgarstwa,
do uniesień skora;
znana ze zrywów męstwa
i krwi,
gdy barykady…
– miła!
oto region
pod specjalnym nadzorem…
Ach – serce
to zaledwie powiat mego ciała,
prowincja o niecały oddalona łokieć –
poskromienie buntu, czy ruchów podniecenie
to betka
dla tych armii sobie przeciwstawnych!
Dopóki szybszy oddech może zrodzić podstęp,
dopóki pies intrygi wykryty nie w porę –
dwa specjalne pułkistale pod rozkazem –
Relanium i feromon
niech będą pochwalone!
NIELETNI, KŁUSUJĄC NA MIŁOŚĆ
Kraina słonych jezior,
a my…
nie mogliśmy przecież o tym wiedzieć
tamtej, słodkowodnej nocy,
łowiąc stada tęczowych, fluidowych pstrągów…
odrywały się od naszych gładkich
absolutnie młodych powierzchni
i – miękko, aksamitnie zderzały w powietrzu
(niektóre nawet łącząc w pary)..
Zapominając o bożym świecie –
(żadnych zmarszczek, kręgów na wodzie, no nic!)
siedzieliśmy nadzy
z ukrycia w rzęsach oglądając
nasze nieletnie kłusownictwo…
Kiedy ostatni raz zarzucaliśmy sieci –
przy brzegu (niepostrzeżenie) meandrował już ranek
– brzydki, nadęty jak paw;
manipulował przy drzwiach
i
przez dziurkę od klucza widać było
na parę lat naprzód;
wtedy
gdy jeziora leżą już w depresjach
a ławice tęczowych, fluidowych pstrągów
wypływają z nich
do góry brzuchami
i
gdy deltami oczu w dół
spławiają pieprz
i sól …
NA CO KOMU ŻYWY POETA
Poeta dzisiaj nie cierpi za miliony
Cierpi na raka i na brak gotówki.
Cierpi na trzustkę którą mu odjęto,
i żółciowy pęcherz
który zjedzą szczury.
Chyba że wcześniej w piecu spalą pęcherz
razem z dwunastnicą (też upośledzoną).
Nie powinien jednak umartwiać się poeta
dysponując jeszcze żołądkiem.
I śledzioną.
Które zresztą powinien natychmiast przekazać
bardziej potrzebującym żyć niż on, poeta.
Bo poeta nie powinien pić
ani też jeść.
Wiersze powinien pisać.
I do historii przejść.
ZAPISKI NA DZIEŃ
Nie rozbić czego, nie rozlać. Nie upuścić.
Nie zepsuć komuś czego, sobie nie uszkodzić.
Zasłony porozsuwać, pokonać światłowstręt;
tu – sięgnąć po pomoc ukrywaną w szafie:
Tranxena, Doxepin, Nootropil – dobre duchy
rozumu zbitego z tropu bezpowrotnie.
Półka czwarta z dołu, czy ta od góry druga? –
to samo, ale policzyć dobrze, nie pomylić.
Nie szukać między pościelą, ręcznikami
ułożonymi jeszcze rękoma byłej żony.
Żelazka gorącego do ucha nie przyłożyć
gdy podczas czynności zadzwoni telefon.
Zadzwoni telefon niczego nie upuścić.
Do ucha nie przyłożyć. Nie uszkodzić sobie.
MYCH KOBIET WIELKA NIEOBECNOŚĆ
Ktokolwiek wie, ktokolwiek widział
niechaj nic nie mówi,
zachowa dla siebie…
Żona, która rzuciła. Kochanki, które odeszły.
Ich Wielka Nieobecność jawi mi się dzisiaj
inaczej niż wtedy, gdy mnożyłem dramat:
im bardziej jest liczebna – na tym więcej części
dzieli pospolitość tamtej samotności.
Bylejakość rozstań nie grozi końcem świata!
Gdzie się tamtych zdarzeń podziała dramaturgia?
Rozłożony jest ciężar zamierzchłej epoki.
Lżejszy do niesienia rozdrobniony smutek.
Listów w sprawie zniknięcia nie przyjmuję!
Telefon – wyłączony. Nie najmę jasnowidza.
Donosów programowo nie zwykłem otwierać,
więc:
nie pisać, nie dzwonić w przedmiotowej sprawie.
Dobrych rad zaoszczędzić – mimo uszu puszczę.
Książkę skarg i wniosków na stosie spaliłem.
O, tak! Ich nieobecność jest czym innym dzisiaj,
niż gdy pojedyncze pomnażałem klęski.
Galery. Feudalizm. Dziesięcina serca.
Ochocze niewolnictwo w plantacjach słodkiej trzciny.
Hodowle jedwabników… Czymże ich kokony
jak nie splątaną nicią powodów gorzkiej śliny?
Genius morbi... Analiza rozkładu pożycia.
Oswajanie ciszy grą na tkliwej lutni.
Umówionych wieczorów w teatrze nie zastąpi
klejenie filiżanek po niedawnej kłótni..
Najlepsze są zniknięcia zupełnie bez wieści:
Wyszła. Nie wróciła. Nie powróci więcej.
Ktokolwiek wie cokolwiek, widział coś ktokolwiek –
– niechaj nic nie mówi!
Ukłony
w podzięce.
Genius morbi (łac.) – charakter (przebiegu) choroby
KOŁNIERZ Z NIEŻYWEGO
Krzyżówka z hasłem „Sumienie”
Hasło: „Może dręczyć” nikomu nic nie powie.
Czas przeszły, dokonany. Już się nie wydarzy.
Rzędu jeden poziomo treść żadna nie zapełni.
Rząd trzy pionowo nadal pozostanie pusty.
Nie znamy nawet miejsca zbiorowej mogiły.
Możemy się jedynie posłużyć preparatem
wyjmując jego szczątki ostrożnie – jak relikwie.
Nie uszkodzić dowodu, że było między nami!
Żyło tu, na ziemi, rosło, jadło z nami,
robiło karierę, poruszało brwiami.
Ze wspomnieniem kogo-to mamy dziś zajęcia?
Któż tak ciężko pracował na nagłe swe zniknięcie?
Nie jest w modzie noszenie kołnierza z nieżywego.
Żywego nie sposób już było utrzymać.
Blizny świadczą ,że gryzło swoich właścicieli.
Seria takich zdarzeń co rusz wstrząsała opinią.
Prędzej czy później trafiło na listę
ras niebezpiecznych.
Dalsze trzymanie w domu objęto podatkiem.
Jakiego toto rodzaju? Czy było materialne?
Litery z których kratek utworzą rozwiązanie?
Z czym to mieliśmy, i jak w końcu
rozwiązano problem?
Do schroniska – pomiędzy inne – przecież
nie oddano. Zginęłoby w azylu
walcząc o przetrwanie.
Nowego właściciela nie sposób było znaleźć.
Kogoś tam kiedyś RUSZYŁO.
Kogoś tam może DRĘCZYŁO.
Niechcianej koneksji czas przeszły, dokonany.
Rodzaju to nijakiego i w pierwszej osobie.
Które to w końcu uśpiliśmy.
W sobie.
NIECH ZAJMIE SIĘ TYM PŁOMIEŃ. TESTAMENT
Bo jeśli już nastąpi – bo się zdarzyć musi –
niech zajmie się tym ogień, o którego nałóg
jak o własne dbałem lube mi nałogi:
jednym z nich udziec buka, odpowiednio twardy,
który – by kruchy był w swym hardym włóknie –
jednym z nich udziec buka, odpowiednio twardy,
który – by kruchy był w swym hardym włóknie –
dość długo w promieniach słońca opiekałem…
Drzazga czeresieńki, korzeń dzikiej trześni
czyniły go dostojnym, godnym naszych narad.
I tajnych pomiędzy nami ustaleń…
Drzazga czeresieńki, korzeń dzikiej trześni
czyniły go dostojnym, godnym naszych narad.
I tajnych pomiędzy nami ustaleń…
Zatem: żaden niech mnie nie tknie
(z reguły podejrzany) handlarz zużytą
nazwijmy to wprost – starzyzną;
żaden rakarz nędzny (persona suspecta),
ani robak ziemny, ani pies cmentarny,
ani inny członek społeczeństw konsumpcyjnych
korzystający z dobrodziejstw stałego dostępu
do mych mięs
żaden rakarz nędzny (persona suspecta),
ani robak ziemny, ani pies cmentarny,
ani inny członek społeczeństw konsumpcyjnych
korzystający z dobrodziejstw stałego dostępu
do mych mięs
i kości ziemi powierzonych!
Poecie nie wypada. Nie do pomyślenia
nędzne rozwiązania, nieprzystojne czyny,
kiepska polityka.
Poety nie można ot tak sobie podać komuś do stołu!
Bo co na przykład z wierszem z mózgu
Poety nie można ot tak sobie podać komuś do stołu!
Bo co na przykład z wierszem z mózgu
wywleczonym,
z którym pies biega w pysku
jakby z kością wołu?
Niemiłe zaskoczenie, bo po pierwsze;
pies goniący po mieście i czkający wierszem!
Po wtóre: czkający co drugie,
bo wersy mogą okazać się nudne i zbyt długie
dla psiego aparatu mowy.
Poeta wszak w formę ująć wiersza nie zdążył. Umarł.
z którym pies biega w pysku
jakby z kością wołu?
Niemiłe zaskoczenie, bo po pierwsze;
pies goniący po mieście i czkający wierszem!
Po wtóre: czkający co drugie,
bo wersy mogą okazać się nudne i zbyt długie
dla psiego aparatu mowy.
Poeta wszak w formę ująć wiersza nie zdążył. Umarł.
A wiersz był zupełnie nowy!
Nie wypada poecie…
Dlatego postanawiam:
wszystko co nie jest ogniem – precz od mego ciała!
Stosowny słoiczek, od góry zamknięty
Dlatego postanawiam:
wszystko co nie jest ogniem – precz od mego ciała!
Stosowny słoiczek, od góry zamknięty
gustowną pokrywką dopełni całości.
Sobie nad sobą samymi pozostawcie lament.
W co wierzę nie bez podstaw
że się stanie.
Amen.
Sobie nad sobą samymi pozostawcie lament.
W co wierzę nie bez podstaw
że się stanie.
Amen.
Persona suspecta (łac.) – osoba szemrana, wątpliwa
BUŁKA ZAWINIĘTA W PAPIER
Pomiędzy RANO,
kiedy słońce jest jeszcze niedojrzałe,
(zaledwie lekko czerwieniejąca limonka)
a PÓŹNIEJ –
(gdy będzie już można pozdrowić jego wielką
wiszącą nad Miastem pomarańczę) –
jest TERAZ!
Dźwigam w teczce wczesne dopołudnie
zawinięte w śniadaniowy papier.
Pora lunchu,
na chodnikach okruchy chlebowych obwarzanków.
Dla niektórych słońcem jest teraz krążek salcesonu,
który na kwadrans zmieni w plażę pobliski plac budowy.
Dla innych: u „Wierzynka” tęczowy płonie pstrąg;
brzęk półmisków, miśnieńska porcelana…
Pora lunchu, pora lunchu…
ręka w górę, kto jak ja uważa
że to opóźnia dynamiczny rozwój miasta…
Odwijam z bułki śniadaniowy papier,
jego szelest jest odgłosem przełykanej śliny
w gardłach rudej pary synogarlic;
czysty papier (co najwyżej odciśnięte palce)
składam równo na pół i po przekątnej;
wczoraj zrobiłem to samo
i jutro zrobię,
i jeszcze,
– nim zasłuży na swój pogrzeb w śmietniku.
Pomiędzy DZISIAJ a PÓŹNIEJ
– ma być jeszcze JUTRO!
I
wisząca nad Miastem
słońca pomarańcza