na Hali Kopieniec we wrześniu
Hala zawisła opustoszałymi szałasami
w białej atmosferze mgły
do zmierzwionych kopytkami turzyc
przytulają się skulone krople wody
nawet wiatr usnął na chwilę
i pozwolił wpełznąć myślom
Hala rozpostarła ramiona w kuli szklanej planety
zawieszonej w oczekiwaniu na zimę
wrzesień 2007
bądź pozdrowiony
Ojcu dr Jerzemu Brusiło
którymkolwiek jesteś wymiarem
w jakiejkolwiek przestrzeni
czy w galaktyce
w kielichu fiołka
nabrzmiałym pąku kaczeńca
w nóżkach pędzącej gąsienicy
w tunelu dżdżownicy
czy na orbicie elektronu
w szalonym ślizgu fotonu
jonosfery
praoceanu
na pozbawionej rogów pożółkłej fotografii
w drgającej strunie harfy
którymkolwiek jesteś wymiarem
w jakiejkolwiek przestrzeni
bądź pozdrowiony czasie
listopad 2007
z Alp
rozszalały się myśli jak skrzydła białych aniołów
nadkaskadami alpejskich łąk
myśli otulone obłokami
myśli ślizgające się na strumieniach słońca
rozszalały się myśli człowieka
na granicy nieba i turni
a człowiek sam pozostał
w dolinie ciemnej i wąskiej
otoczony drzewami
ze słów dozwolonych
cicho cichusieńko
to nic że nad nimi turnia niebosiężna
że śniegi konarami żlebów rozkładają ramiona
dziś skała wtula się w dno doliny i drży
cicho cichusieńko
w drodze do Pańszczycy
nawet gdy kryształ Czerwonego Stawu
zapada cieniem Koszystej w przeszłość
łatwo żeglować w ramionach doliny
bo serce odstawione na bok
gdy na morenie znowu zabraknie sił
oczy zamień na światło pajęczyny
rozpiętej na igłach kosówki jak welon
jak dobrze
jest góra którą zdobędą inne nogijak dobrze rozbić namiot
w dolinie pokory