PEGAZ I MRÓWKA
wiersze me jak znoszone sandały
w nich na chwilę czas do snu się utulił
rozświetlają gwiazdy nadziei na wysokim niebie
wiersze me jak wzburzona rzeka po ulewie
w nich pielgrzymują otoczaki wspomnień
wyrzeźbione wirami po dna kamiennej glebie
wiersze me jak gniazda z chmur zlepione
w nich jastrząb serca oskubuje z ciepłych
i bezpiecznych piór sensu słowa gołębie
i tylko muza - bezwstydna ladacznica
niby strach na wróble odpędza stado myśli
o nieuchronnym świata wyrębie
a pracowita mrówka strachu jak ten rączy pegaz
zwartym lasem wspomnień nieustannie
czuwa we mnie i podpowiada:
pisz liryki bez polityki
liryki - brodate cyniki
MORALNOŚĆ RZECZY
biały konik szachowy ukradkiem
umówił się ze śliwką w kompocie
na randkę
szachownica zamknęła buzię na kłódkę
szklanka nabrała piany w usta
romans ten grozi rasowym mezaliansem
nikt nawet w niebie tego nie dopuszcza
wiadro ze strachu stanęło do góry dnem
szczeka, warczy i udaje, że jest psem
krzesło poczuło w nogach bolesne rwanie
nożowi przyszło na ostrze pytanie:
* * *
z bólu powstałeś
i choć nie będziesz się smucił
przeżyjesz kilku przyjaciół
wrogów
i w ból się obrócisz
Pirat
brodaty czerwienią jarzębiny
smukły szarą zielenią jesiona
nękany krągłymi pośladkami
i wzdętymi piersiami kobiet
w zapoconym wagonie
tramwaju
koczuję jak przyczajony pirat
z moim stakiem-widmem
wypchanym łupami
na plecach i dryfujemy tak
po ulicach Krakowa nad
głowami gęstych ławic
przechodniów
i tylko ta żebrząca staruszka
ten bezpański chudy pies
wołają o pomstę do nieba
tam jednak nikt nie słucha
nawet aniołowie poszli
na pielgrzymkę poza
granice wieczności
Kraków, 29 sierpnia 2008 r.
Jesienny Wiedeń
przęsła mostów podały sobie dłonie
cesarskie lwy i orły skamieniały
z wrażenia i patrzą w lustro
Dunaju
a pstrągi na przedmieściach
miasta jak żywe srebro
rybim okiem podglądają
tajemnicę młodego
wiedeńskiego wina
pomiędzy Praterem
a katedrą św. Stefana
spaceruje urocza
tajemnica grzechu
pachnie kawą i piwem
niedwuznacznie
kiwa palcem
na potomków
Zweiga i Freuda
Wiedeń 1991
Lato z gracją
Lato z gracją uchyliło kapelusz jesieni
smugą stada szpaków na horyzoncie
Powoli zepchnęło ceglasty gong słońca
za barykadę betonowego blokowiska
Kluczem żurawi podniosło nad Wisłą
nasyconą białym oddechem kotarę mgły
Tasiemcem samochodów leniwie wypełzło
po stalowych łukach mostów z bram miasta
Noc obudziła puby, kabarety i kafejki
na rogach ulic jesień oferuje już działki -
Namiętnej nostalgii wieczoru