x x x
Stoję na jednej nodze
Łudzę się że utrzymam równowagę
Uciekam od rzeczywistości
W świat ułudy
Buduję bajecznie kolorowe obrazy
I nawet wówczas kiedy pada deszcz
wydaje mi się że świeci słońce
Zamykam oczy przechodząc obok
leżącego na chodniku pijaka
Nie sprawdzam czy żyje
Nie mam takiej potrzeby
Skoro i on jest wytworem mojej imaginacji
Porzucam potrąconego psa
Nie próbując udzielić pomocy
Nie dochodzę kto obdarł ze skóry kota
Zatykam uszy
aby nie słyszeć płaczu maltretowanego za ścianą dziecka
Krzyku rodzącej na ulicy kobiety
Jęku umierającego człowieka
Wrzasku tłumu żądającego chleba
I pracy
Nie chcę widzieć
i nie chcę słyszeć
Od tego są politycy
Mam poważne wątpliwości
Czy świat jest rzeczywisty
x x x
Brak mi słów
Żadne nie pasuje
By wyrazić, co naprawdę czuję
Dziękuję - to o wiele za mało
Bywaj zdrów - lakoniczne
Nie widzieć, co oznacza
Zwłaszcza, kiedy odchodzę i wracam
Gdy zamykam za sobą drzwi, uśmiechasz się przekonany,
Że niebawem znowu usłyszysz pukanie
No, bo czemu nie
W końcu, u kogo w środku zimy kwitną tulipany
Złoszczę się widząc nagie piersi jakiejś obcej baby
Do cholery dosyć tej zabawy w boga
Tłumaczysz, że dosięgasz prawie ideału,
a kobieta, którą malujesz, nic dla ciebie nie znaczy
W rzeczywistości nie istnieje
Kto wie, mówię pół serio pół żartem
Ocierając ukradkiem łzę
Przytul mnie i rozpal ogień w kominku
Za oknem prószy śnieg
Dzwonią dzwonki sań