Mięcho
Mam znajomych, których nie zjadłem.
Z różnych powodów, niektórzy
okazali się waleczni, inni zwyczajnie
odpychający. Wielu zmarynowało się
jeszcze przed oporządzeniem, kilku obrosło
w piórka i zaczęło śmiesznie gdakać -
pięknie podani, z szerokim zastępem przystawek;
przyprawieni o dreszcze nowymi smaczkami.
Jedni dojrzeli, drudzy opadli bezowocnie,
wydziobani przez wrony.
Teraz wszyscy wracają, ramię w ramię,
udko w udko.
Na tacy.
Dziewczyna z żydowskiej dzielnicy (aż do śmierci)
To nie może się tak skończyć
powiedziała jeszcze nic się tak nie kończyło
w pierdolony wielki piątek z rybą w ustach
i dzieckiem na nocniku
to jeszcze musi potrwać tydzień
dobę kilka minut
aż się wykrystalizuje
nim dziecko dorośnie zacznie wypytywać
wprowadzi prohibicję przemówi
dorosłym głosem postanówmy cokolwiek
zabijmy się zjedzmy ale to nie może
skończyć się tak i nie w tym mieście
w tym mieszkaniu rozdzieliło nas
coś o wiele szybszego w swoim dążeniach
niż śmierć
Auto, Judyta i północne ptactwo
Tej nocy otworzyłem okno i zobaczyłem Judytę poskręcaną
w rulonik grudniowej mgły. Na twarzy miała grymas przeszywającej
pewności, jak gdybym to ja właśnie leżał jej na dłoni.
Helofernes odchodził zdumieniem, z jego ust jak z hangaru odlatywały
ptaki – bogatki, żurawie i jaskółki.
Sąsiadki otworzyły okno, wywęszyły lato zwinięte w kłębek
dymu z mojego papierosa. Spytały o gatunek ptaka. Odpowiedziałem
wzrokiem stojącej za mną kobiety, potwierdzając kiwnąłem głową
ściętego
białka z oczu Helofernesa.
.